niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 1. Who you are?

Jeśli chociaż w najmniejszym stopniu spodobał ci się rozdział, zostaw po sobie ślad.
Nawet nie wiesz jak bardzo to motywuje:)




***Janet POV***



Kołderka, którą byłam okryta rytmicznie unosiła się w górę, a potem w dół powtarzając owy obieg co kilka sekund.
Wybudziłam się niespełna godzinę temu, ale jak na razie nie dawałam znaku życia.
Leżałam cichutko na swojej szpitalnej pryczy spoglądając w sufit.
Zastanawiałam się gdzie ojciec, którego obecność czułam podczas śpiączki.
Odwiedzał mnie co dziennie, zasiadał na mały drewniany taborecik, zapewne był bardzo niewygodny ale nie narzekał. Chwytał moją kościstą dłoń obdarowując ją pojedynczymi, czułymi pocałunkami.
Szeptał jakieś niezrozumiałe słowa powiązane z szlochem.
Dlatego też nie potrafiłam go do końca zrozumieć.
Żal mi go.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w swoim dotychczasowym życiu przeszedł nie jedną krętą drogę, która pozostawiła na jego piętach odciski.
Zdaję sobie doskonale sprawę, że nie jedna okoliczność dała mu w kość, ale mimo wszystko przetrwał, bo miał dla kogo.
Jeszcze kila lat temu miał u swojego boku piękną żonę, którą kochał ponad wszystko i szesnastoletnią córkę.
Prawdę mówiąc dalej ją ma, jednakże jest przekonany tym, że powoli mnie traci.
Nikt nie ma zielonego pojęcia o moim wybudzeniu się, natomiast dziwi mnie ten spokój na przypisanej mi sali.
Zwykłam przywyknąć do gwaru otaczającego mnie z każdej możliwej strony, a także pielęgniarek krzątających się przy moim łożu.
Westchnęłam po cichu i chwilę biłam się z myślami czy wcisnąć ten olbrzymi czerwony guzik przymocowany do ramy, czy też może spróbować przyprowadzić się do pionu na własną rękę.
W ostateczności postawiłam na drugą opcję.
Wzięłam głęboki oddech przymykając delikatnie powieki, w ten sposób próbowałam się choć odrobię odprężyć.
Po kilku minutach uniosłam rękę, oczywiście najsampierw nie za wysoko, nie ruszałam się jakieś cztery lata. Nie byłam pewna czy jeszcze potrafię, podobno mięsień nieużywany zanika.
Sprawdźmy to.
Chciałam również uniknąć jakiegokolwiek bólu, miałam go zadość.
Poruszyłam paluszkami, by potem chwycić pierzynę i jakoś zsunąć nakrycie z swojego ciała.
O dziwo zrobiłam to, beż żadnego szwanku.
Przyszedł czas, by przejść do pozycji pół leżącej jak i za równo pół siedzącej.
Tutaj już niestety pojawił się niemały problem, albowiem kiedy tylko uniosłam plecy znad pryczy poczułam w całym ciele niemiłosierny ból.
Odruchowo zgarnęłam wargę między zęby, zagryzłam ją na tyle mocno, że aż poczułam metaliczny smak w ustach.
Byłam z siebie dumna, ponieważ byłam święcie przekonana, że po takiej przerwie nie poruszę się nawet na centymetr.
A tu proszę, niespodzianka.
Nadszedł czas na spuszczenie nóg nad ziemię.
Siłowałam się sama ze sobą.
-No dalej Janet, wstawaj. Przecież to nic trudnego, robiłaś to już miliony razy. -mruknęłam z wyrzutem krytykując samą siebie. Chwyciłam się metalowej rurki przyspawanej do szpitalnego legowiska mającego służyć jako barierka ochronna.
Zazwyczaj zdobią je różnego rodzaju tabliczki informujące o wieku pacjenta, i innych danych osobowych.
Trzymając się kurczowo tego co wpadło mi w ręce kierowałam się w stronę białych drzwi wejściowych prowadzących na korytarz.
Gdy tylko nacisnęłam na zimną klamkę, a drzwi automatycznie zostały otworzone co umożliwiło mi wydostanie się z pomieszczenia poczułam chłód, który wstrząsnął moim ciałem.
Zerknęłam w dół, a następnie strzeliłam mentalnie przysłowiowego facepalma.
Nic dziwnego, że zrobiło mi się zimno. Przecież to logiczne, jeżeli jest się ubranym tylko w przydużą, wypłowiałą i miejscami przetartą koszulkę.
Ostatni raz przeczesałam wzrokiem pokój w poszukiwaniu jakiejkolwiek części garderoby, lecz na marne. Nie znalazłam nic, co mogłoby sprawić, że poczuję się odrobinę cieplej.
Zrezygnowana westchnęłam i postanowiłam iść.
Powolutku, niczym nowo narodzona kózka wlokłam się z nogi na nogę szurając swoją bosą stópką o niemiłosiernie lodowate podłoże.
Nie znałam drogi, przez którą mogłabym wydostać się z budynku, co wiąże się z tym, że musiałam poszukać kogoś kto udzieli mi niezbędnych informacji.
Po dłuższej chwili poszukiwań ujrzałam jakąś postać wlekącą się pod salę z numer osiem, czyli salę operacyjną. To była jedyna szansa.- Przepraszam- zagaiłam, i próbowałam zidentyfikować z jaką płcią mam do czynienia- Proszę pana.- echo rozeszło się niczym lawina po pustym holu. Przez momencik miałam wrażenie, że nie usłyszał moich nawoływań.
Jednakże odwrócił się przodem do mojej osoby i posyczał coś pod nosem.
Chyba był zły, może w czymś przeszkodziłam?- Boże, nawet pan sobie sprawy nie zdaje z tego, jaką pomoc mi pan okazuje- uśmiechnęłam się do niego życzliwie. Nic nie odpowiedział, tylko wlókł za sobą nogę i mamrotał coś niezrozumiałego. Szedł coraz szybciej wyciągając swoje zakrwawione ramię do mnie.
Zmarszczyłam czoło, i wytężyłam słuch będąc zdania, że w trakcie chodu tłumaczy mi kierunek,w którym mam się udać.
Nagle staje się coś, czego bym się nigdy nie spodziewała.
Jego noga odpada.


***JustinPOV***


Uciąłbym sobie jeszcze krótką drzemkę, gdyby nie fakt, że słońce aka suka uniemożliwiała mi tego dokonać. Mimo tego iż rolety były zaciągnięte aż po sam parapet waliło po oczach i to równo.
Cholera, chcąc czy nie chcąc musiałem dźwignąć swoje zacne cztery litery i odwiedzić łazienkę, a dokładniej kabinę prysznicową, do której bardzo dawno nie zaglądałem.
Mój zapach nie należy do najprzyjemniejszych, najwidoczniej mojej pannie w żaden sposób nie przeszkadza to jak pachnę, ponieważ śpi z twarzą wciśniętą pod moją owłosioną paszką.
Nozdrza Seleny działały jak odkurzać, przy każdym oddechu wciągała zarost do wnętrza nosa, a następnie kichała jak chory kot.
Parsknąłem śmiechem a potem odwróciłem swoje zwłoki na lewy bok, tak by być przodem do czarnowłosej piękności.
-Kochanie, czas wstawać. -nachylony nad jej uszkiem szeptałem zgarniając kosmyki przyklejone do jej czułka.
Była brudna, śmierdząca i spocona równie grubo jak ja.
Od dawna nie kąpaliśmy się w czystej wodzie. Naszą dotychczasową wanną była rzeka, staw, albo jezioro, zależy co spotkaliśmy na podróżniczej drodze.
Po raz pierwszy od trzech miesięcy tułaczki czujemy się bezpiecznie.
Może i nie jest to stu procentowe bezpieczeństwo, ale jednak w jakimś stopniu jesteśmy i możemy zasnąć nie martwiąc się o to, czy jakiś sztywniak przypadkiem nie zrobi się głodny i nie zechce nas skosztować.
Na początku apokalipsy nasza grupka liczyła ponad trzydzieści osób, większość z nich nie wytrzymała psychicznie i popełniła samobójstwo. Szkoda mi tych ludzi, nie byli przygotowani na taką próbę, na którą Bóg wystawił każdego z nas.
-Jeszcze chwilka Justin. -wymamrotała w końcu niewiasta.
-Nie marudź, mała marudo. -niczym szczypawka dziabnąłem jej zgrabniusie, jakże gładkie udo.
-Dostaniesz zaraz w czambo stary grzybie. -nawarczała na mnie.
-Ależ ty dziś jesteś kąśliwa.

Nie widziałem przyszłości naszej konwersacji, więc zwlokłem się z tapczanu i podszedłem do starego bujaka. Wystarczyło go tylko przesunąć odrobinę w lewo, a kurz osadzony na materiale uniósł się w powietrzu tworząc kłęb, przez który zakasłałem kilkakrotnie.
Nie zwracając już na nic najmniejszej uwagi udałem się do łazienki.
Wykonałem poranną kąpiel, nie będę zagłębiać się w dokładny opis co myłem i jak, no chyba, że jakieś zboczuszki są bardziej niż chętne. To czemu by nie?
Wysuszony i pachnący oraz orzeźwiony wydostałem się z wnętrza łaźni, a ten śpioch dalej kimał w najlepsze.
-Cholera, wstań. Ileż można cię o to prosić. Zaczynasz mnie irytować. -lecz ona nie poruszyła się ani na milimetrów.
Pokręciłem głową dodatkowo machnąłem ręką lekceważąco i pobiegłem wrzucić coś na ruszt.
Nie miałem nic w ustach od paru dni. Kiedy prowadziliśmy wędrowny tryb życia czasem udało nam się coś upolować, albo złowić. Jakoś udało się rozniecić ogień, oporządzić zdobycz, by następnie upiec zwierzynę.
Nie były to jakieś rarytasy, jednakże nie narzekaliśmy. Wręcz przeciwnie, cieszyliśmy się, że mamy możliwość cokolwiek zjeść.
Pewnie sobie teraz pomyślicie, dlaczego nie przeszukaliśmy domów i nie zabieraliśmy pożywienia.
Muszę przyznać iż to doskonały pomysł, jednak w środku totalnego pustkowia, gdzie dokoła masz tylko las i nic więcej, no jednak trudno znaleźć dom.
Dopiero teraz odszukaliśmy małe miasteczko, po śniadaniu wyruszamy na poszukiwania.

GODZINĘ PÓŹNIEJ

-Gdzie Jai?- zapytałem chowając pistolet do tylnej kieszeni obdartych jeansów.
-Poszedł zgarnąć jakieś jedzenie, zaraz przyjdzie- odezwała się Selena. Już miałem zamiar coś powiedzieć, ale przerwał mi głos najlepszego kumpla.
-Znalazłem spożywczy, wziąłem tyle jedzenia ile zdołałem unieść- zgiął się, kładąc dłonie na swoich udach. Musiał biec, wnioskuję to z jego głębokiego oddechu.- Pamiętasz jak mówiłeś, że nie ma szans, by jakiś człowiek przetrwał?- unormował swój oddech, i rozmawiał w normalny sposób.- Patrz co znalazłem.- Odsunął się, a zza Jaia wyszła mała dziewczynka, cała się trzęsła.
-No widzę, znalazłeś dzieciaka. Teraz odprowadź je tam skąd przyprowadziłeś i ruszajmy do domu.- zabrałem od niego reklamówki przepełnione po brzegi produktami.
-Chcesz ją od tak zostawić?
-No chyba wyraziłem się jasno. Dziecko nie jest nam potrzebne. Jak będę chciał bobasa, to spłodzę sobie jakieś z Seleną.- wyszperałem z dna siatki jakąś puszkę z groszkiem.
-Nie zostawię jej samej. Stary, to tak jakbyś mnie wrzucił na głęboką wodę, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia.
-Nie zrobiłbym tego, doskonale wiem, że nie posiadasz umiejętności takiej jak pływanie.
-No właśnie. Ona zapewne nie posiada takiej umiejętności jak samo obrona.
-Stary, jesteś jednym z moich najlepszych kumpli, wiesz o tym..prawda?- pokiwał głowa na tak.- No więc z łaski swojej nie wkurwiaj mnie. Zostaw podrzutka i chodźmy wreszcie, bo od tych łajz aż się roi. A nie widzi mi się zostać ich przystawką.- i ruszyłem przed siebie podjadając groszek z puszki.


****
Jak wam się podoba?
Będziecie w ogóle czytać moje wypociny?

Jeśli chcesz się skontaktować :)
ask: http://m.ask.fm/undead_ud

CZYTASZ? SKOMENTUJ


9 komentarzy

  1. Ciekawie sie czyta, mam tylko nadzieje ze dowiem sie w kolejnym o o chodzi bo nie mam pojecia, al mimo wszystko jest calkiem niezle :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że jeszcze z taką tematyką się nie spotkałam, ale to w sumie dobrze :)
    Bardzo podoba mi się pomysł, jak i Twój styl pisania i naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że uchronisz ich (a przynajmniej Justina) przed zjedzeniem xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohoho, coś zupełnie zupełnie innego, jak pani z góry, również nie spotkałam się z taką tematyką. Oby tak dalej, weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa, czekam na next'a!
    no nie powiem, zaciekawiłaś mnie!
    czekam z niecierpliwością/Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyta sie fajnie,ale nie bardzo rozumiem oco chodzi :P ale jest ciekawe bo coś innego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę bardzo długo czekałam na jbff o takiej tematyce. Nie zawiodłam się. Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Jest lekki i zarazem inny. Czasami zdarzają się błędy, ale to zazwyczaj tylko drobne literówki. Już po samym prologu miałam ochotę na więcej,a pierwszy rozdział całkowicie podsycił moją ciekawość. Powodzenia w dalszej pracy i z niecierpliwością czekam na rozdział 2!
    Pozdrawiam
    Victoria Sparks

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się! Mimo iż zauważyłam błędy interpunkcyjne i kilka literówek, nadal mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ohoho bierzesz przykład z filmu The walking dead? Film uwielbiam :)
    1rozdział wydaje się ciekawy zabieram się za 2

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę
    Nie używaj tylu zdrobnień.
    To mega irytujące.
    Ogólnie zapowiada się opowiadanie o oryginalnej fabule, a to wielka rzadkość, więc za to wielkie propsy dla Ciebie

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.